27. NZ_5. Mueller Hut Track w Aoraki / Mount Cook NP 

Gdy dojeżdżałam stopem do Aoraki/Mount Cook Village, lokalna dziewczyna, ktora podwoziła mnie i jeszcze jedną osobę powiedziała nam, że szlak do Mueller Hut określany jest jako 2000 stopni do nieba. Po takiej zapowiedzi spodziewałam się ostrego podejścia. To czego się nie spodziewałam to tego, że schody prowadzą tylko do Sealy Tarns, czyli 2 stawów górskich położonych na wysokości  około 1300m n.p.m..

Dalej zaczyna się typowy wysokogórski szlak gdzie strome podejścia po częściowo skalistym terenie przeplatają się z fragmentami prowadzącymi po rumowiskach skalnych złożonych z wielkich głazów oraz cholernie stromymi fragmentami „sypkiej” ścieżki. I tak przez kolejne 500 metrów w górę.

Prognoza pogody na ten dzień była w miarę dobra, rano trochę chmur, ale w południe miało się przejaśnić i dopiero wieczorem miały się znowu pojawić chmury. Gdy startowałam z doliny, rzeczywiście było bardzo pochmurnie i gdybym nie sprawdziła wcześniej prognozy byłabym blisko rezygnacji z trasy. Spore zachmurzenie zaaktywizowało mojego wewnętrzego lenia, bo po co iść w górę gdy nie ma widoków na widoki

Schody pokonałam sprawnie, zatrzymując się tylko na złapanie oddechu i szybkie rzucenie okiem dookoła. Zazwyczaj dookoła były chmury, ale momentami widać było kawałek doliny z jeziorem lub kampingiem. Gdy dotarłam do stawów, zrobiłam krótką przerwę w trakcie której obserwowałam jak 2 fotografów każe chodzić tam i z powrotem parze z plecakami wzdłuż przeciwnego brzegu stawu, ja też zrobiłam kilka zdjęć.

Dalej zaczęło się podejście, które prawdopodobnie było mniej strome od schodów, ale za to dużo bardziej wymagające (ale też przyjemniejsze, momentami). Kolejnym miejscem na przerwę był koniec grzbietu Sealy Range gdzie okazało się, że chmury zostały już w dole, a ja mam nareszcie widoki na góry. W tym na górę Cooka, czyli najwyższy szczyt Nowej Zelandii (3 724 m n.p.m.) oraz lodowiec Mueller.

Dalej szlak do chaty trawersował zboczem grzbietu, po głazach, i dnem podwieszonej doliny  już z widokiem na chatę. Tam znowu chwila przerwy na widoki, ale bez przesadnego rozsiadania się. I po chwili schodzę tym samym szlakiem. Innej drogi nie ma. W między czasie chmury całkiem przewiało, a na szlaku wyraźnie przybyło turystów. Po kamieniach spokojnie, na sypkiej ścieżce ostrożnie, żeby nie okazała się zbyt szybką drogą w dół, a po schodach już na luzie, chociaż kolana powoli zaczynały protestować. Pogoda piękna, słoneczna, to nagroda za pokonanie porannego lenia.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.